Odpuść sobie i żyj.
„Dwadzieścia pięć lat później nadal nie jestem doskonały. Medytuję, ale nic z tego, co sobie założyłem, nie potoczyło się zgodnie z moimi oczekiwaniami! Moje wady i zalety pozostały, podobnie jak wrażliwość i kruchość. Za to mój stosunek do tych cech zmienił się diametralnie. Zniknęła mocno agresywna postawa wobec siebie samego. Przestałem chcieć być doskonały. I prawdę mówiąc, odpuszczam. Już więcej nie mylę doniosłości aspiracji z okrutnością doskonałości. (…) Zostawić siebie w spokoju wcale więc nie oznacza zaniedbać się, ale zaakceptować złożoność i odcienie świata. To zaakceptować brak równowagi, który perfekcjonista postrzega jako atak, przestać ciągle siebie oceniać i sprawdzać, zaakceptować życie i cieszyć się nim, zachwycać, to porzucić strach, aby zachęcić siebie do działania, do życia. „Zostawić siebie w spokoju” bazuje na zaufaniu, na umiejętności śmiania się z siebie” (s. 100, 105).
Książka, którą kupiłem zainspirowany tytułowym „Odpuść sobie”. Oj jak bardzo te dwa wyrazy trafiały w sedno moich zmagań z codziennością. Ale czy tylko moją? Ciągłe imperatywy, krytyczne dialogi wewnętrzne, fundowane sobie reprymendy, oczekiwania, których spełnianie wiąże się z nieustanną presją, schematy, które wymuszają nieustanne koncentrowanie na celu, rezultacie, ale zabierają uwagę z czasu, w którym cel jest osiągany. Od zadania do zadania, przeskoki z jednej areny zmagań o swoją poprawność, adekwatność, wartościowość do drugiej, trzeciej i kolejnej. Wyniszczające życie, w którym za cel obraliśmy perfekcję, korektę, wyzbycie się wszelakich słabości a nabycie umiejętności, odporności a przede wszystkim doskonałości w zarządzaniu sobą, innymi, własnym (i cudzym) życiem. Tymczasem Midal – filozof, popularyzator medytacji z właściwym sobie luzem mówi: „daj sobie spokój i przestań się ciągle krzątać – hej! – nie rób nic”. Oczywiście te zalecenia można zlekceważyć, wykpić, uznać za zabieg retoryczny, który nie ma sobie nic, poza próbą zaszokowania odbiorcy. Ale przestrzegam przed zlekceważeniem tego przesłania. Midal twierdzi, że naprawdę żyjemy, kiedy przestajemy usiłować odnosić sukces, wypełniać powinności, dokładnie realizować skrupulatnie nakreślony cel a w praktyce, kiedy w głowie mamy dojmujący strach przed porażką, błędem, odstępstwem od wyobrażonej normy. Autor pokazuje nam potencjał płynący z zaprzestania nieustannego podporządkowywania się (które tak twórczo osadziło się we współczesnym życiu społecznym – tu polecam piękną recenzję współczesnych systemów edukacyjnych ze stron 24-25), przekraczania rutyny (aby otwierać się na zaskoczenia), zastępowania rozsądku entuzjazmem przez co otwieramy się na życie, jako drogę (a nie cel) i jednocześnie mamy szansę pozbyć się poczucia winy (czucia się niewłaściwie), orientację na pokój zamiast zabiegania o spokój (to nie to samo!) co wiąże się z ćwiczeniem tolerancji wobec impulsów spoza naszej kontroli. Autor rozbudza pragnienia czytelnika, które wiążą się z zaangażowaniem w codzienność, ale to jemu zostawia odpowiedź na pytanie: co wywołuje w tobie pragnienie i wolę życia? Dostajemy w tej niewielkiej książce lekcje czekania i cierpliwości (na przekór kulturowym imperatywom: ja chcę teraz!), motywację do porzucenia dążeń do doskonałości (pamiętaj - nigdy nie jest smutny tylko nieboszczyk), rozumienia wszystkiego (zaakceptuj, że w życiu musi być miejsce na cierpienie, pytania, niepewność), porównywania się z innymi (aż do zatracenia swojego „ja”) i wreszcie wstydu, co oznacza rozwijanie wrażliwości wobec siebie. Lektura tej książki to kontakt z poradnikiem, jak przestać się torturować z głębokim uzasadnieniem sensu tego zadania. No chyba, że upieramy się przy swoim i postanawiamy kontynuować drogę przez życie oparte o samoudręczenie…
opracował: dr hab. Arkadiusz Karwacki, prof. UMK