Nie zaczęło się od ciebie. Jak dziedziczona trauma wpływa na to, kim jesteśmy i jak zakończyć ten proces.

Lęk.jpg

„Doświadczenie PTSD (stresu pourazowego – dop. AK) przez jedno z dziadków również może dotykać kolejne pokolenia. (…) trauma wojenna może nakręcać się jak spirala i dotykać wnuków tych, którzy byli jej ofiarami. Traumy z przeszłości, nie tylko te wojenne, lecz również będące skutkiem wydarzenia, które poważnie zakłóciło emocjonalną równowagę w rodzinie, jak zbrodnia, samobójstwo, przedwczesna śmierć, nagła i niespodziewana strata, mogą powracać w symptomach przeżywanych przez kolejne pokolenia. Jak pisze Sack: Trauma podróżuje zarówno przez nasze społeczeństwo, jak i między pokoleniami” (s. 53-54). 

Dlaczego nasz umysł wciąż podsuwa nam najgorsze możliwe scenariusze oraz złudzenie, że gdy będziemy się wystarczająco intensywnie martwić, to uda się nam uniknąć tego, czego najbardziej się boimy? Mark Wolynn pokazuje, że kluczowe jest tu międzypokoleniowe dziedzictwo, w którym m.in. otrzymujemy wewnętrzny język. W nim kryje się podstawa objawów fizycznych i emocjonalnych, wzory depresji, lęku i pustki, które jesteśmy w stanie odkryć, by wreszcie wydobyć traumę na powierzchnię. W innym wypadku ponownie będziemy próbowali przeżywać to, co w poprzednich pokoleniach nie zostało rozwiązane, aby znów i znów starać się to naprawić (a w rezultacie staje się to powtarzaniem nieprzepracowanych traum w kolejnych pokoleniach rodziny). Autor pokazuje, że traumy, zranienia naszych protoplastów, zaistniałe w biografiach kilku pokoleń wstecz, stanowią nie tylko podstawę przekazu społeczno-kulturowego (dziedziczymy wzory zachowań, wartości, aspiracje, usposobienia i postawy), ale także są przekazywane na poziomie biologicznym.   Doświadczenia naszych przodków stają się naszym genetycznym wyposażeniem. Wielu z nas wciąż jest obciążone traumą wojenną rodziców, dziadków i babć oraz ich rodziców. Rodzimy się z odziedziczoną odpornością na środowisko, genetycznie przygotowani do życia w innych warunkach niż te, których doświadczamy. Z nasiloną wrażliwością na bodźce, przewrażliwieniem na zagrożenia, poczuciem niemocy i bezsensu wobec warunków, które nieświadomie przeceniamy, wyolbrzymiamy. Autor sugestywnie przekonuje nas, że warto pójść tropem „rodzinnego” wewnętrznego języka, aby wreszcie przestać szukać niejako po omacku (bez zakorzenienia w konkretnych doświadczeniach i obciążeniach) źródeł cierpienia. Jak pisze autor: „W samym akcie szukania jest też coś, co odcina nas od tego, co chcielibyśmy znaleźć. Ciągłe poszukiwanie na zewnątrz uniemożliwia zorientowanie się, że wartościowy proces toczy się wewnątrz nas samych (...)" (s. 14-15). Warto odzyskać pamięć, odsłonić zdarzenia z przeszłości, zrozumieć procesy, które kiedyś uaktywniły się, stając się częścią nas: naszego postrzegania siebie, innych, świata wokół nas. Dlaczego by nie przerwać międzypokoleniowej sztafety zranienia? A może na początek usiądźmy i zastanówmy się: jakie są typowe słowa, których używamy w reakcji na wydarzenia codzienności? Jak zwyczajowo reagujemy, opisując zachowania innych, niespodziewane sytuacje, jakimi słowami oceniamy siebie i swoje możliwości? To tropy do wewnętrznego języka – do naszej historii (często trudnej), która czeka na „światło” zrozumienia i przemienienia.

opracował:  dr hab. Arkadiusz Karwacki, prof. UMK

<<<wstecz

Uniwersytecki Ośrodek Wsparcia i Rozwoju Osobistego